Dlaczego czasem nie znajdujemy miłości, choć tak bardzo jej szukamy? Czym innym jest czekać na piękną niedzielę, a czym innym – przeżyć ją do wieczora. Wielu modli się o piękną niedzielę. To, czego doświadczamy, budząc się rano w radosnym świergocie ptaków pod bezchmurnym niebem, to oczarowanie i ekscytacja.

Oczarowanie jest zawsze początkiem miłości. Doświadczenie oczarowania ma charakter archetypalny. Przemawia do nas poprzez mit, baśń i sen. Historia o Kopciuszku i zauroczeniu Księcia przyprawia o niezrozumiałe dreszcze chłopców i dziewczynki. Bynajmniej nie z powodu nocy poślubnej, lecz właśnie z powodu tego, co tajemnicze i czarodziejskie – oczarowania.

Robert Bly w książce „Żelazny Jan”, która sama w sobie jest psychologiczną analizą baśni, pisze o oczarowaniu jako przeżyciu duchowym, którego kwintesencją jest spotkanie z tym, co w nas samych jest najlepsze. Królewna wyzwala w mężczyźnie najszlachetniejsze porywy duszy: wytrwałość, dzielność, szaleńczą odwagę, ale też subtelność i delikatność, nawet składanie wierszy i pieśni. W baśniach oczarowanie, po uprzednich perturbacjach, w krótkim czasie doprowadza do wesela, po którym wiemy tylko tyle, że „żyli długo i szczęśliwie”. Tworzy to naiwne wyobrażenie, że oczarowanie plus ślub są gwarantowaną bramą do szczęśliwego życia we dwoje.

Jeśli się dobrze zastanowić, to puenta, że „odtąd żyli długo i szczęśliwie, a w królestwie nic się nie działo”, oznacza, że w królestwie działo się dobrze. Gdy pytamy: „Co u ciebie słychać?”, a odpowiedź brzmi: „nic” – to wiemy, że owo „nic” oznacza w gruncie rzeczy „nic złego”. Normalnie. Wszystko idzie swoim torem. Krowy dają mleko, jabłonie rodzą jabłka. Lecz czy dzieje się to samo? Bez wysiłku? Nic podobnego. Wiemy, ile pracy potrzebują wypielęgnowane sady i czyste krowy.

Oczarowanie mija tak, jak mija poranek i jest to absolutnie nieuniknione. Okazuje się, że królewicz ma łupież i rozrzuca brudne skarpetki, zaś królewna ma skłonności do niewinnych kłamstewek i lubi adoracje innych panów. Oboje muszą przebrnąć przez smugę cienia odkrywając, że są „zwyczajnym mężczyzną” i „zwyczajną kobietą”, piękni i ułomni równocześnie. Utrzymanie świata we dwoje w życiodajnym i przyjaznym porządku to wielki trud psychiczny, rozgrywający się w różnych obszarach i wariantach. Bywa to trud rezygnacji, czasem trud dostosowania się, ale też odwaga i trud protestu czy negocjacji, wreszcie zmieniania siebie i uczenia się tolerancji dla odmienności drugiego. To mała próbka wysiłku niezbędnego, by „w królestwie nic się nie działo”.

W naszej kulturze wdarło się do umysłów wielu ludzi szkodliwe złudzenie, że miłość wszystko leczy, uzdrawia i napędza wyłącznie w kierunku piękna, dobra i szczęścia. Znam wiele osób, które oczekują, że ich życie odmieni się jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, gdy spotkają miłość – czytaj: doświadczą oczarowania. Tak jakby można było chwalić dzień o poranku na długo przed zachodem słońca. Część tej wiary pochodzi od poetów aktualnie zauroczonych, więc nie ma się im co dziwić. To z powodu oczarowania właśnie piszą pieśni o miłości. Część tej wiedzy pochodzi od świętych, jak św. Augustyn, który mówi: „Kochaj i rób co chcesz”. Jednak wnikliwość każe szybko zorientować się, że chodzi o „kochaj” w wartościach Bożego porządku, porządku przyjaznego życiu, co zawsze oznacza wierność, odpowiedzialność, troskę o drugiego, miłosierdzie, przebaczanie, wyzbycie się pychy i egoizmu, więc wszystkie te rzeczy, wobec których się buntujemy, których nie lubimy, które bolą, a które z drugiej strony prowadzą do psychologicznej przemiany charakteru.

Niektórzy z nas nie odnajdują miłości, ponieważ ulegają złudzeniu, że miłość jest automatem wyrzucającym szczęście jak lody. Inni nie potrafią przejść smugi cienia pomiędzy oczarowaniem a życiem, w którym już wszystko się stało, i pozornie „nic się nie dzieje”. Ci, którzy uwierzyli, że miłość jest oczarowaniem, mogą przez całe życie neurotycznie szukać coraz to nowej Królewny lub Królewicza, konstatując za każdym razem, gdy oczarowanie mija, iż to nie ta „Prawdziwa” lub nie ten „Prawdziwy”.

Niektórzy drugiego człowieka czynią sensem swego życia. Bierze się to ze wspomnianych obietnic, po części z pustki w miejscu przeznaczonym na człowieczy sens życia. Po trosze odpowiedzialna jest za to biologia, która każe nam spełniać się w namiętności i rozmnażać. Wszyscy jednak, którzy mają dzieci, wiedzą, że rodzicielstwo posiada inny sens i inne zadanie niż miłość, która kazała je spłodzić. Sens równie złudny, jeśli właśnie dziecko chce się widzieć w centrum sensu swego życia. Drugi człowiek nie może być sensem życia, może bowiem okazać się życiowym bankrutem, zdrajcą, ćpunem, a nawet zbrodniarzem.

Sensem życia może być tylko zadanie związane z drugim człowiekiem lub relacja, za którą czujemy się odpowiedzialni – ze wszystkimi ograniczeniami wynikającymi z tego, że nie możemy w tej relacji być odpowiedzialni „za” drugiego człowieka, lecz wyłącznie „za siebie wobec niego”.

Własny lęk, niepewność i brak odwagi nie pozwalają nam dopuścić do siebie blisko drugiego człowieka w obawie, by nie okazało się, że jesteśmy do niczego. By nie doznać odrzucenia, a przez to nie móc zrealizować nawet początku miłości, jakim jest oczarowanie. Lęk przed odrzuceniem upośledza możliwość spotkania i zrealizowanie się w miłości. Można poznać to po „strategii punktowej” w poszukiwaniu obiektu miłości. Strategia punktowa (w przeciwieństwie do przedziałowej) precyzyjnie określa warunki, jakie musi spełnić obiekt naszych westchnień. Ma mieć 180 cm, dziecięcy wdzięk, włosy blond, sportowy styl życia, określone zasoby finansowe, wyższe wykształcenie, samochód marki… Oznacza to, że rozwinięty duchowo technik o pociągłej twarzy, bez samochodu nie ma żadnych szans. Nie ma też szans wielu innych ludzi o bogactwach nie określonych w powyższym portrecie. Można śmiało założyć, że osoba lękająca się odrzucenia wykreuje postać tak szczegółowo opisaną, że nieosiągalną i przez to bezpieczną.

Poczucie niskiej wartości może przejawiać się w przesadnej i nieadekwatnej gotowości do zaakceptowania pierwszej lepszej okazji. Poznać można to po strategii przesadnie „przedziałowej”. Strategia przedziałowa mówi: „odtąd – dotąd”. Od 20 do 35 lat. „Nie musi mieć wyższych studiów, lecz niech czyta coś oprócz tanich romansów i wykluczam picie czy palenie”. Jeśli jednak ktoś mówi: „wszystko jedno, byle mnie chciał(a)”, to sytuacja jest bliska samobójstwu. Można już tylko mieć szczęście albo go nie mieć.

Życie i realizacja siebie w miłosnym związku składa się z namiętności, intymności i wspólnych zadań życiowych. Ta pierwsza mija jak niedzielne przedpołudnie. Ta druga ma szansę zachować się do wieczornych rozmów o tym, co z tobą, co ze mną, co z nami. Zadania, które określamy jako wspólne, mogą utrzymać nas w łączności na następne dni tygodnia, o ile będziemy utrzymywać dialog i kontakt z sobą nawzajem i z sobą samym. Viagra dla 70-latków przedłuża namiętności w miejscu, które powinno być zagospodarowane przez psychiczną bliskość (intymność) i wspólnotę zadań życiowych. Że nie wspomnę o sensie życia.

Nie możemy odnaleźć i spełnić się w miłości, bo traktujemy miłość jak atrakcyjny towar, zamiast słuchać swej mądrości, słuchamy komercyjnych reklam. Oto cytat z „Listów do nieznajomej” C.S. Lewisa: „młode ptaszki pokazują swoje pióra – w porze godów. Problem współczesnego świata polega jednak na tym, że wszystkie ptaki wpycha się do tego okresu jak najszybciej i trzyma tam tak długo, aż stracą z oczu prawdziwą wartość innych pór życia w pozbawionym sensu, pożałowania godnym wysiłku przedłużenia tego, co w końcu nie jest ani najmądrzejszym, ani najszczęśliwszym, ani najbardziej niewinnym czasem. Podejrzewam, że kryją się za tym czysto komercyjne motywy – właśnie w tym wieku ptaki obu płci wykazują najmniejszą odporność na chwyty handlowe!”.

Wreszcie niektórzy nie spotykają miłości z powodów, które stanowią niezrozumiałą tajemnicę ich losu. Z niewiadomych powodów nie było dotąd czarownych, niedzielnych poranków. Nie musi oznaczać to, że już nigdy się nie wydarzą. Warto zachować na taką okazję wewnętrzną Królewnę Jasnowłosą, by mogła odebrać oczarowanie Królewicza.

(autorka – Wanda Sztander, źródło – www.zdrowa-zywnosc.get.net.pl za onet.pl)