Natknęłam się w Internecie na wywiad dla zacnego psychologicznego czasopisma „Charaktery” udzielony przez zacnych specjalistów – psychoterapeutkę Ewę Chalimoniuk i psychoterapeutę Andrzeja Wiśniewskiego (ich zawodowe CV do wglądu w stopce pod wywiadem). Jeden jego fragment wyraźnie mnie poruszył. Na pytanie dziennikarki „Czy można być kobietą bez mężczyzny? Czy mężczyzna czyni z nas kobietę?” Andrzej Wiśniewski odpowiedział tak:

 „Myślę, że zależność jest obustronna, wciąż od nowa rodzimy się nawzajem. Gdy na grupach terapeutycznych są same kobiety, to brakuje w nich energii, witalności. Zachowują się, jak faceci na rybach. Natomiast jeśli przyjmiemy, że to mężczyzna stwarza kobietę – albo, że jest odwrotnie – to zaraz zaczyna się doszukiwanie hierarchii, tego, gdzie jest władza. Zaczyna się licytacja: kto ważniejszy, kto mądrzejszy. Nie lubię ideologicznych ruchów feministycznych. Podobnie jak marksiści widzieli walkę klas jako motor dziejowy, one widzą walkę płci jako coś, co nas nakręca. Cenię natomiast mądre ruchy feministyczne, które zakładają, że nie ma kobiet bez mężczyzn, bo po co być kobietą, jak nie ma mężczyzn”.

A Ewa Chalimoniuk zgodnie dodała:

„Jedno bez drugiego nie istnieje – jak dzień i noc”.

Prowadziłam kilkadziesiąt kobiecych grup terapeutycznych i niezliczoną liczbę warsztatów dla kobiet. To, co się na nich dzieje absolutnie nie przystaje do opisu zacnego psychoterapeuty – kobiety nie zachowują się na nich jak „faceci na rybach”, cokolwiek to porównanie oznacza. Ich energia często rozsadza ściany, a poziom witalności uczestniczek bywa wyjątkowo wysoki. Nie jest to oczywiście stan permanentny, są chwile zadumy, wyciszenia, relaksu, albo smutku czy żałoby. Jak to w życiu. Ale od wyssanego z palca opisu rzeczywistości jest w wypowiedzi Andrzeja Wiśniewskiego coś bardziej niepokojącego – wydaje się, że zacny psychoterapeuta uważa, że spokój, charakteryzujący „facetów na rybach” jest czymś gorszym od witalności. Jeśli tak jest, to po uszy siedzi w patriarchalnym porządku, w którym wszystko oparte jest na hierarchii – coś jest lepsze, coś jest gorsze. A według Andrzeja Wiśniewskiego to, co jest charakterystyczne dla energii męskiej, czyli  witalność, aktywność jest lepsze niż to, co jest charakterystyczne dla energii kobiecej, czyli spokój, pasywność (w opisach energii odnoszę się tu do taoistycznej koncepcji Yang/Yin).

Nie wiem, dlaczego przeciwieństwem dla ideologicznych ruchów feministycznych, nakręcanych przez walkę płci (o ile takie rzeczywiście istnieją) są dla Andrzeja Wiśniewskiego takie feministyczne ruchy, które zakładają, że nie ma kobiet bez mężczyzn. Bo moim zdaniem alternatywą dla walki jest współistnienie, współzależność, współpraca, z czego wcale nie wynika wniosek, że nie ma po co być kobietą, jak nie ma mężczyzn. Bo współpraca to partnerstwo, a partnerstwo polega na dobrowolności jej podjęcia, a nie przymusie i konieczności.

Kobiety homoseksualne tworzą intymne związki z kobietami, o czym Andrzej Wiśniewski zdaje się nie pamiętać. Istnieją heteroseksualne kobiety, które świadomie nie zdecydowały się na związek z mężczyzną, czy założenie rodziny (czytaj – macierzyństwo), czego również Andrzej Wiśniewski zdaje się nie zauważać. Jedne i drugie są szczęśliwe i czują się kobieco. Bo kobiecość, tak jak męskość, ma wiele wymiarów.

Pójście proponowaną przez zacnego psychoterapeutę ścieżką rozumowania, że nie ma po co być kobietą, jak nie ma mężczyzn, może doprowadzić kobietę, nie będącą w związku, do kompulsji poszukiwań mężczyzny, a tę, która w związku jest (oczywiście, tym jedynie słusznym, czyli z mężczyzną) do przyjęcia pozycji podporządkowanej, byle tylko związek trwał. Do wiecznego niespełnienia kobiety w miłości i stania się jej żebraczką.

Ewa Chalimoniuk, mówiąc o kobietach i mężczyznach, swoim stwierdzeniem, „jedno bez drugiego nie istnieje – jak dzień i noc” zdaje się cytować jedno z założeń taoistycznej koncepcji Yang/Yin. Zdaje się, bo rzeczywiście, według tej koncepcji Yang nie istnieje bez Yin a Yin bez Yang. Tylko, co na prowadzonych przeze mnie grupach i warsztatach kobiecych powtarzam do znudzenia: Yang to męska energia, a nie męskość, czy mężczyźni, Yin to kobieca energia, a nie kobiecość, czy kobiety. Każdy mężczyzna ma w sobie zarówno energię Yang, jak i Yin, każda kobieta – zarówno energię Yin, jak i Yang. Energie te muszą być w równowadze, inaczej człowiek traci zdrowie i choruje.

Wielu mężczyznom z nadmiarem Yang dla zdrowotności przydałby się wypad na ryby.

A kobiety, które narzekają na niedobór Yang zapraszam na prowadzone przeze mnie grupy i warsztaty.

Odnośnik do wywiadu Andrzeja WIśniewskiego i Ewy Chalimoniku dla „Charakterów”: https://charaktery.eu/artykul/kiedy-kobieta-kocha-siebie